Patrzę na swoje odbicie w lustrze.
To nie wystarczy.
Drżącymi palcami rozplątuje mojego warkocza, dzięki
czemu długie, czarne włosy swobodnie opadają na moje ramiona. To sprawia,
że wyglądam młodziej, a
tego dziś potrzebuje. To również sprawia, że wyglądam inaczej. Wyglądam na
kogoś kim nie jestem.
Tego także potrzebuje.
Idę do kuchni i szukam najostrzejszego noża jaki mamy.
Gale używał go do przyrządzania królików lata temu, zanim ogrodzenie
elektryczne było włączone w dzień i w nocy. Wracam do łazienki staję nad
zlewem i zaczynam się ciąć. Nóż jest tak ostry, że z łatwością wtapia się w
miękką skórę mojego przedramienia. Ból. Gale zawsze trzymał nóż w
idealnym stanie, a ja nie używałam go przed jego śmiercią.
Krew kapie do zlewu. Tworzą się skomplikowane wzory,
mieszając się z kroplami wody, które pozostały, kiedy obmywałam twarz z pyłu
węglowego. Patrzę na nie zahipnotyzowana, przez kilka sekund. Potem łapie
krople krwi palcem wskazującym drugiej ręki i cienko rozprowadzam krew na moich
policzkach. Wyglądają jak rumieńce. Wyglądają jakbym była zdrowa i pełna
życia. Następnie robię to samo z moimi ustami.
Wyglądam lepiej. Wciąż jestem blada i wymizerniała,
ale jednak … wyglądam lepiej.
Wracam do salonu, gdzie czeka na mnie mama. Ivy śpi na
jej piersi. Minęło sporo czasu zanim udało się ją uśpić. Rzadko mam dla niej
mleko, koza Prim też go już nie daje. Oboje umieramy z głodu. Wszyscy jesteśmy
głodni.
Moja matka patrzy w górę, w moje oczy.
-Katniss…- jej głos błaga.
-Nie - kręcę głową.
-Proszę - ma łzy w oczach.
Podchodzę i przykucam obok niej tak, że mogę patrzeć
na twarz śpiącej Ivy. Jej wyciągnięta rączka dotyka szyi mojej matki. Ta rączka
powinna być ładna i pulchna, lecz nie jest.
-Dlaczego…- szepczę głaszcząc moją córkę bardzo
ostrożnie, nie chcę, żeby się obudziła. Muszę zebrać odwagę. Muszę pamiętać
dlaczego.
Nie oglądam się za siebie. Wkładam zimowe buty.
Powinnam kupić nowe już dwie zimy temu, ale Arrow potrzebował nowy płaszcz, a
nie stać nas, aby kupić te dwie rzeczy. Owijam się grubym wełnianym szalem i
wychodzę w śnieżną zawieruchę. Przejmujący chłód niemal zabiera mi dech. Wiatr
jest jednak gorszy. Dmucha pod mój szal i w ciągu kilku minut mam dreszcze.
Przyspieszam tempo próbując w ten sposób się ogrzać. Nie mogę się spóźnić.
Cray interesował się mną od długiego czasu. Odkąd
miałam 14 lub 15 lat. Na początku nawet tego nie zauważałam, ale Gale zwrócił
mi na to uwagę. Kazał mi uważać. To złamałoby mu serce, gdyby dowiedział się co
robię. Ale czy mam jakieś inne wyjście?
Muszę walczyć o swoją uwagę dzisiejszego wieczoru,
jestem konkurencją w stosunku do dziewczyn, które są młodsze i ładniejsze niż
ja.
Czuję falę mdłości.
Myślę o dzieciach. Przed oczami widzę Ivy i jej chude
ramiona i uda. Arrowa i jego szare oczy, zbyt duże jak na jego twarzyczkę.
Wypłata z kopalni nie starcza na długo. Matka, Prim i
Hazelle próbowały pomóc, ale one także głodują. Nie jestem jedyną osobą, której
życie dzieci wisi na włosku. Ogrodzenie jest pod prądem 24 godziny na dobę od
wielu lat, więc nie mogę polować. Nie mogę znaleźć pracy. Próbowałam wszędzie,
ale kto zatrudni wdowę z dzieckiem przy piersi, która nie ma żadnych
umiejętności poza łucznictwem?
Nikt. Taka jest prawda.
Mimo zimna zwalniam, gdy widzę jego domu. Nigdy nie
byłem z nikim oprócz Gale’a. Nigdy nie chciałam i nigdy nie myślałam, że będzie
ktoś prócz niego. A teraz ... Przełykam ślinę. Wiem, że będę musiała zrobić co
tylko mogę, aby Cray chciał mnie znowu. I znowu, i znowu, i znowu. Jak mi się
to uda?
Muszę kupić trochę koziego mleka dla Ivy. Wiem, że
koza Graysona wciąż daje mleko. Widziałam jak dzieci umierały z głodu zbyt
wiele razy. Umierały na stole kuchennym w moim domu, z zapłakanymi matkami u
ich boku. Matki, które wyglądały zupełnie jak ja: ciemne włosy, oliwkowa cera,
zbyt chude i zbyt zrozpaczone. Nie zamierzam być jedną z nich. Nie będę patrzeć
jak moje dzieci umierają.
Zgrzytam zębami. Znów zaczął padać śnieg, aż ciężko
jest iść. Moje buty są nieszczelne i ledwo czuje palce od stóp. Ale to teraz
nie ma znaczenia. Jestem prawie na miejscu. Być może lepiej by było, gdybym nie
czuła nic.
Skręcam za róg i sapię, ponieważ wpadam na kogoś.
-Przepraszam - mamroczę.
Droga jest oblodzona i ta osoba się przewraca.
Wyciągam rękę, aby pomóc mu wstać. Wtedy widzę, że to nie kto inny jak Haymitch
Abernathy, zwycięzca. Zastanawiam się, co robi o tej porze, w czasie nocy.
Pewnie zastanawia go to samo.
-W porządku, w porządku. A czy to nie jest
przypadkiem pani… Hawthorne?- bełkocze niewyraźnie, pewnie jest pijany. Jak
zawsze. Nic dziwnego, że się przewrócił.
Kiwam głową. Jestem zaskoczona, że wie, kim jestem,
nie wspominając, że zna moje nazwisko.
-Katnissssss .... Katniss Everdeen. Zabawne jak
wszystko się zmienia, prawda?- nie sądzę, aby to było zabawne. I nie mam
pojęcia, o czym on mówi. Muszę już iść, nie mogę się spóźnić, ale pan Abernathy
najwyraźniej nie chce kończyć rozmowy.- Pamiętam, kiedy byłaś 16-latką, który
miała wystarczająco dużo odwagi, by w pojedynkę wykarmić swoją rodzinę.
Musiał zobaczyć zaskoczenie w moich oczach, bo
mówi dalej:
-O tak. Zwróciłem na ciebie uwagę. A teraz ... Gdzie
idziesz o tej porze?
-Nigdzie - cofam się o krok.
-Idziesz do Cray’a. Nie mylę się?- słysząc jego imię
czuję się jakbym dostała kopniaka w brzuch.
-To nie twoja sprawa.
Przechodzę szybko obok niego. Nie mogę się spóźnić.
Ivy potrzebuje mleka. Jest ostatnio bardzo cicha. To zły znak. Jeśli dzieci
wciąż mają siły by płakać, ponieważ są głodne to nie jest jeszcze tak
źle. Gdy cichną powinieneś zacząć się martwić. Nie mają siły by płakać. Mają
zbyt mało siły, by po prostu oddychać.Ostatnio była zbyt cicha.
-Katniss!- słyszę jego głos za moimi plecami, ale się
nie zatrzymuje. Nie mam czasu.
Zaczynam biec. Jestem nieźle zaskoczona, gdy stary
pijak mnie dogania. Jego dłoń ląduje na moim ramieniu.
-Nie dotykaj mnie.
Spuszcza wzrok na swoje dłonie i wiem o czym myśli.
Patrzy zaniepokojony. Czuł przez ubrania jak wątłe jest moje ciało. Co on może
wiedzieć o byciu głodnym? Wiem, że także pochodzi ze Złożyska, ale to było
trzydzieści lat temu? Czterdzieści? On jada dobrze od dziesięcioleci. Na pewno
nie pamięta, jak to jest być głodnym.
-Nie osądzaj mnie - sama jestem zdziwiona jak pewnie
wypowiadam te słowa. Są jak bat: ostre i twarde.
-Ja nie…-mówi- Uwierz mi, potrafię poznać prawdziwą
odwagę.
Marszczę brwi. Kontynuuje mówienie samymi zagadkami.
Wtedy zerkam na jego rękę, którą wyciąga z kieszeni. Trzyma w dłoni złotą
monetę. Moje oczy powiększają się. Czuję do siebie odrazę, ale nie mogę
powstrzymywać się przed podziwianiem złotego krążka.
-Weź ją - patrzę na niego i kręcę głową
-Nie. Nie potrzebuję jałmużny.
-Cholera, Katniss, jesteś zawsze tak uparta?
Powiedziałem, że masz ją wziąć. Widziałem cię tego dnia, kiedy twój mąż zginął
w kopalni. Byłaś z dwójką dzieci. Czy oboje jeszcze żyją?- kiwam głową. – Ledwo.
Nie odpowiadam, ale przytakuje.
-Prawda?- wciąż naciska. Przytakuję ponownie. Łza
spływa mi po policzku.-Bo w przeciwnym razie nie miałabyś zamiaru sprzedawać
swojego ciała Crayowi.- przytakuję znowu. Nie mogę już na niego patrzeć.
Chwyta mnie za rękę i wciska w nią monetę. Czuje jak
jego ciepłe palce tworzą kontrast z moimi zlodowaciałymi.
-Chodź ze mną.
-Co? -nie rozumiem o co mu chodzi.
-No. Pójdziemy do mnie.
Ta moneta. Za nią mogę kupować dla Ivy mleko
tygodniami. I chleb dla Arrowa. Być może jakieś mięso. Co za różnica czy jest
to Cray czy Haymitch Abernathy? Cray nigdy nie zapłaciłby tak dużo. Płaci
więcej za dziewice, ale tylko za pierwszym razem. Ja na pewno nie jestem już
dziewicą.
Idę za Haymitchem przez zaspy śniegu. W Wiosce
Zwycięzców jest ciemno i wygląda na prawie opuszczoną. W żadnym z okien nie
pali się światło. Wiem, że tylko dwa domy są zamieszkane. To miejsce wygląda na
prawie wymarłe.
-Wejdź do środka - mówi, a ja go słucham. Moje ciało
drży, zarówno z zimna jak i ze strachu.
Dom jest jak chlew. Oddycham powoli przez usta, aby
ograniczyć wdychanie smrodu i zaczynam się zastanawiać, czy może Cray byłby
preferowaną opcją…po wszystkim.
-Chcesz drinka?- jestem zaskoczona jego pytaniem, ale
przyjmuję od niego kieliszek. Nie wydaje się czysty, ale myślę – mam
nadzieję- że alkohol to zamaskuje. Niektóre płyny dodają odwagi, co jest
chyba dobrą rzeczą. Nie miałam pojęcia, że Haymitch Abernathy korzysta z usług
seksualnych . Nigdy nie słyszałam żadnych plotek chodzących o nim po mieście.
Przypuszczam jednak, że jest to ten pierwszy raz.
Stoi tyłem do mnie, patrząc za okno na padający śnieg,
bo wypróżnił już swój kieliszek. Trzęsącymi palcami zaczynam rozpinać swoją
sukienkę. Chcę mieć już to za sobą. Wkładam monetę, moja przepustkę do
przeżycia przez parę tygodni dla moich dzieci, w kieszeń sukienki, tak jakby
był to cenny klejnot. Opuszczam sukienkę na ziemię i stoję goła w jego kuchni.
Nie założyłam jakiejkolwiek bielizny odkąd usłyszałem, że Cray nie obchodzi się
z nią zbyt ostrożnie, a ja nie mam w zapasie innej.
-Panie Abernathy - szepczę, a on się odwraca. Jego
oczy rozszerzają się, gdy mnie widzi. Moje ręce automatycznie zasłaniają gołe
piersi.
-Co do…?- jego wzrok wędruje w górę i w dół mojego
ciała, a jego oczy pociemniały.- Ubierz się.
Patrzę na niego pytająco, bliska łez. Łez upokorzenia
i strachu. Czy moje ciało nie jest dla niego wystarczająco dobre? Wiem, że
jestem chuda. Tak chuda, że przestałam patrzeć na moje ciało w lustrze wiele
miesięcy temu.
-Ubierz się!- powtarza, jego głos jest zły. Drżącymi
palcami, robię to o co mnie prosi.
-Ja nie ... Ja nie chciałem tego- mówi. Zatrzymuje
się.- Kiedy po raz ostatni jadłaś coś porządnego?
-Co?- wydaje się, że to jedyne słowo, jakie jestem w
stanie powiedzieć w jego obecności. Czuję się jak idiotka.
Haymitch mamrocze coś po cichu. Zaczyna grzebać w
szufladach i szafkach kuchennych. W kuchni jest bałagan, ale udało mu się
znaleźć jedzenie tu i tam. Pierwszą rzeczą, jaką mi podaje to bochenek chleba.
-Zjedz to. Poszukam czegoś jeszcze.- przytykam
bochenek chleba do mojego nosa. Pachnie świeżością. Musiał zostać upieczony
jeszcze dziś. Ślina napływa mi do ust.
-Dostałem go dzisiaj z piekarni Mellarka .Nie
zaopatruje się w świeże pieczywo często, więc masz szczęście. Śmiało, możesz go
zjeść.
-Nie mogę - kręcę głową.
-Dam ci jeszcze trochę chleba do domu dla dzieci. Nie
martw się - to straszne, jak od razu domyśla się dlaczego nie mogę zjeść
chleba. Przynajmniej wydaje się rozumieć, tak myślę. Być może pamięta, jak to
jest być głodnym dzieckiem ze Złożyska.
Zmuszam się do powolnego jedzenia, bo wiem, że zbyt
dawno nie miałam nic w żołądku. Jeśli zjem zbyt szybko, to wszystko zwrócę.
Żuję powoli, bardzo powoli, biorąc małe kęsy. Haymitch daje mi szklankę mleka,
a ja bezradnie patrzę na napój.
-To jeszcze nie wszystko.
Prawie wymiotuję, kiedy czuję jak mleko spływa mi po
gardłe, ale udaje mi się powstrzymać torsje. Wiem, że nie można marnować
cennych kalorii. Myślę o małej Ivy w domu.
-Gdybym wiedział, że jest tak źle, ja bym ...-
Haymitch zaczyna mówić, ale potem przestaje. Zrobiłby co? Musi wiedzieć ile
głodujących rodzin jest w Złożysku. Musi. Ludzie umierają z głodu każdej zimy,
a on nigdy nie zrobił nic, aby pomóc. Dlaczego?
-To nie jest jałmużna - mówi. -Mówiłaś, że nie
przyjmujesz jałmużny. Mam dla ciebie zadanie.
Patrzę w górę znad mojego chleba.
-To nie dla mnie, to dla chłopca.
-Chłopca?
-Peeta Mellark. Zwycięzca. Znasz go, prawda?- kiwam
głową. Oczywiście, że tak. Nie jest już chłopcem.
-Potrzebuje kogoś do gotowania i sprzątania. Martwię
się o niego. Jego dom to niezły chlew. Wcześniej nigdy tak tam nie było, ale
teraz jest.
-Nie mogę pomóc - pozwalam sobie zerknąć w kierunku
kuchni, a on tego nie przegapił.
-Jest już za późno, aby mnie uratować, kochanie- mówi
z uśmiechem. -Lecz chłopak ... Jego można jeszcze ocalić. Być może- mruczy coś
niezrozumiale pod nosem.
-Przepraszam?
-Co?
-Nie słyszałam co pan powiedział. Przepraszam.
- Powiedział, że nie przestanie piec. Jednak
przestał - naprawdę nie wiem, co to znaczy, ale mogę sobie
odpowiedzieć patrząc na zaniepokojony wyraz twarzy Haymitcha.
-Co chcesz żebym zrobiła?- pytam go.
-Chcę, żebyś była jego gospodynią. Gotowała, sprzątała
dom, robiła pranie. Możesz wziąć ze sobą dzieci i mieszkać tutaj.
-Tutaj?
-On ma dużo miejsca, kochanie. Założę się, że twoje
dzieci będą wdzięczne za mieszkanie w ciepłym domu.
-Czy pan Mellark o tym wie?- to głupie pytanie. Jak on
mógł? Haymitch kręci głową.
-Zostaw to mnie - pakuje jedzenie do dwóch worków: mleko,
chleb, owoce w puszkach i konserwy mięsne. To więcej żywności niż widziałam
przez kilka miesięcy. Włożył nawet kilka bananów. Nigdy wcześniej nie widziałam
prawdziwych świeżych bananów.
-Masz, weź to. Powinno Ci starczyć na tydzień. Przyjdź
tu w poniedziałek w południe. Spakuj dzieci i cokolwiek do ubrania i inne
rzeczy, które potrzebujesz. Ja zajmę się resztą.
Oszołomiona opuszczam jego dom. Niosę torby z
jedzeniem i mam na sobie nową zimową kurtkę. Jest dla mnie o wiele za duża, ale
pan Abernathy nalegał.
Kiedy przychodzę do domu jest późno, ale matka nadal
nie śpi. Ivy śpi. Nie płacze. Stawiam torby i biorę moją córkę z ramion mojej
matki. Przytulam ją do siebie, przyciskając do piersi.
-Katniss ...- szepcze matka.
-Ciepłe mleko na kuchence. Szybko - stawia torby na
podłodze.
-Mleko?- marszczy brwi.- Nie rozumiem.
Rozgniatam banana widelcem, nakładam trochę na palec i
wkładam do małych ust Ivy. Kiedy dowiaduje się, że to jedzenie, otwiera
usta natychmiast. Nie wahaj się, kiedy wkładam do jej ust większą ilość
bananów. Kiedy mleko jest podgrzewane do temperatury ciała, moja mama podaje mi
butelkę.
-Nie dawaj jej zbyt wiele od razu.- ostrzega
mnie. Przegląda worki z szeroko otwartymi oczami.
-Skąd to masz?- pyta zdezorientowana. Nie dziwię jej
się. Nikt nie opuszcza domu Craya z jedzeniem. Wychodzi się z miedzianą monetą
i siniakami.
-Haymitch Abernathy - szepczę.
-Haymitch ... Abernathy?
Kiwam głową.
-Chyba mam pracę.
Na widok małej twarzy Ivy, palcach zaciśniętych wokół
butelki, widok jak chętnie ssie mleko...do moich oczu napływają łzy. Niemoc,
gdy nie byłam w stanie nakarmić mojego dziecka zostanie w mojej pamięci, dzień
i noc.
-Idź obudzić Arrowa - mówię mamie. On poszedł
spać głodny.
Chodził spać głodny kilka miesięcy.
Mama wkrótce wraca z Arrowem w ramionach. Skarży się,
jest zdezorientowany i oszołomiony po obudzeniu, ale kiedy widzi chleb, jego
oczy rozszerzają się, a uśmiech powoli wpełza na jego usta.