wtorek, 2 czerwca 2015

Rozdział 2: Umowa

Witajcie! Więc oto kolejny rozdział. Dziękuję za pierwsze wyświetlenia i komentarze. Chciałabym poznać waszą opinię na temat moich tłumaczeń, co mogłabym zmienić itd. więc proszę śmiało, komentujcie :) To dla mnie bardzo ważne, bo chciałabym wiedzieć czy dobrze mi to wychodzi, czy raczej nie.
Pozdrawiam i zapraszam do czytania
_____________________________________________________________

Nerwowo pukam do drzwi. Jest 11:50. Nie ośmieliłabym się dziś spóźnić. Ivy opiera swoją 

głowę o moją klatkę piersiową, a ja głaszczę łagodnie jej głowę jedną ręką. W mojej drugiej ręce trzymam papierową torbę z jej rzeczami. Nie ma ich zbyt wiele.

Po minucie w końcu słyszę dźwięk otwieranego zamka. Nie jestem zaskoczona tym, że to pan Abernathy otwiera drzwi, zamiast pana Peety Mellarka.

-Katniss, wejdź - pan Abernathy się nie uśmiecha, ale przynajmniej nie wygląda na pijanego. Pod wpływem jego spojrzenia lekko się garbie.
 -Gdzie jest twój chłopak?
-On jest w szkole - odpowiadam niepewnie. - Moja matka przyjdzie tu z nim, wraz z resztą naszych rzeczy po południu.
-Ach, szkoła - pan Abernathy lekko chichocze, jakby przypominiał sobie beztroskie dzieciństwo.- Ile ma lat?
-Będzie miał siedem, wiosną - mówię mu.
-Ooo  – mogę się domyśleć, co w tej chwili myśli. Arrow jest zbyt mały jak na swój wiek. Jestem pewna, że on wie dlaczego. Abernathy też kiedyś taki był. Był niegdyś niedożywionym chłopcem.- Wejdź do środka. Właśnie rozmawiałem z Peetą.
-Pewnie…- zatrzymuję się w drzwiach na moment, niepewna co zrobić z torbą w moich rękach. Śmieję się nerwowo gdy pan Abernathy bierze ją ode mnie i stawia na podłodze wewnątrz holu. Bierze również mój płaszcz i zawiesza go na wieszaku po czym idzie do salonu.
Wchodzę za nim do środka i moje oczy napotykają pana Mellarka. Siedzi na kanapie z gniewnym  wyrazem twarzy. Domyślam się jak przebiegała ich rozmowa. Pan Mellark wstaje z kanapy nawet nie zawracając sobie głowy, aby mnie przywitać czy uścisnąć dłoń.
-Nie potrzebuję niańki, Haymitch - syczy do zwycięzcy. Patrzę na jednego i drugiego. Z wyjątkiem kilku plam farby ubrania pana Mellarka są czyste, w salonie jest stosunkowo czysto i nie śmierdzi. Nie mogę pomóc, ale myślę, że pan Abernathy może bardziej potrzebować opieki, niż pan Mellark. Choć...Widzę, że ten dom nie jest w idealnym stanie. Widzę pognieciony koc na kanapie i puste butelki pod otwartym oknem. Nic dziwnego , że nie śmierdzi tu alkoholem.

Wreszcie pan Mellark patrzy na mnie. Widzi moje znoszone ubrania, wąskie ramiona, bladą skórę twarzy i chude dziecko w ramionach. Ten widok coś zmienił w jego oczach, tylko na chwilę.
-Minęło sporo czasu, pani Hawthorne - mówi łagodnie.
Tak, minęło sporo czasu, choć nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy. Nasza jedyna interakcja to gdy rzucił mi kilka spalonych bochenków chleba. Pewnie nawet tego nie pamięta. Uratował mi życie. Wydaje się, że po raz kolejny mi je ratuje. Albo raczej może je uratować, jeśli zgodzi się na umowę pana Abernathy'ego.
-Panie Mellark, proszę mówić mi Katniss.
-Jeśli ty będziesz mi mówić Peeta.
Kiwam głową rumieniąc się, choć nie wiem dlaczego. Nie jestem pewna, czy to stosowne, ale nie komentuje tego.
-Dobra, nie będę ukrywać, że Haymitch namawiał mnie przez kilka godzin, abym zgodził się na ten układ.
Wzbiera się we mnie strach. Miałam rację. On nie podjął jeszcze decyzji.
 -Jeśli chodzi o dzieci, to mogę…- mój głos cichnie. Co mogę robić? Zostawiać je w Złożysku, aby marzły i odwiedzać je tylko w godzinach wieczornych? Albo chciałby bym żyła tu bez nich?
-To nie chodzi o dzieci. To jest po prostu ... Nieważne - kręci głową.

Patrzy na Ivy, który właśnie się obudziła i rozgląda się z ciekawością. Karmiłam ją tuż przed wyjściem, więc chyba nie jest jeszcze głodna.
 -Cześć, kochanie, jak masz na imię?- jestem zaskoczona nagłą zmianą w zachowaniu Peety. Od niechętnego i gorzkiego do kogoś zupełnie innego. Kogoś, kto uśmiecha się teraz do mojego dziecka.
Jestem jeszcze bardziej zaskoczona, gdy widzę jak odwzajemnia jego uśmiech.
-Ma na imię Ivy - odpowiadam. Nie dało się nie zauważyć jak patrzy na jej chude ramiona, ale nie wydaje się, żeby zwracał uwagę tylko na jej niedożywienie. Patrzy na mnie, zwęża oczy, studiuje moją twarz, a następnie z powrotem patrzy na nią.
-Wygląda zupełnie jak jej mama.
-Tak, jedno z dzieci jest podobne do mnie... - mówię cicho. Moje słowa wydają się coś w nim zmienić. Cofa swoją rękę, a jego twarz wydaje się być bardzo blisko.
-Okay - odchrząkuje i robi dwa duże kroki w tył.- Więc rozmawiałem o tym z Haymitchem. Co powiesz na pokój i wyżywienie dla ciebie i twoich dzieci i dwieście monet miesięcznie?

Jestem oszołomiona. Wszystko co mogę robić w tym momencie to otwierać i zamykać moje usta. Nie jestem w stanie wypowiedzieć jakichkolwiek słów. On chce żywić i dać schronienie mi i moim dzieciom i do tego płacić mi pieniądze? Dużo pieniędzy. Więcej niż Gale zarobiłby pracując nawet  12 godzin w kopalni.

Peeta źle rozumie mój brak odpowiedzi i wciąż mówi:
-I oczywiście wyślę trochę jedzenia dla twojej siostry i matki. Co o tym sądzisz? - wszystko co mogę zrobić to kiwać głową.
-Do twoich obowiązków należałoby utrzymanie domu w czystości, gotowanie, pranie...  Może pomoc Haymitchowi przy gęsiach od czasu do czasu - patrzy na Haymitcha ze złośliwym uśmieszkiem.
-To nie będzie konieczne - odpowiada pan Abernathy.
-Tak, to będzie zdecydowanie konieczne - Peeta wskazuje palcem na pana Abernathiego.
-Mamy umowę? - odwraca się do mnie.
W końcu jestem w stanie coś z siebie wydusić:
 -Tak - moje usta są suche. Zastanawiam się czy w tym układzie jest jakiś haczyk, bo musi być, to jest zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe.
-Dobrze. Pokażę wam wasze pokoje.
-Pokoje?
-Nie są szczególnie czyste. Nikt raczej nie wchodzi na górę - mówi przepraszająco Peeta i wydaje mi się, że widziałam rumieńce na jego policzkach. Czy on naprawdę wstydzi się stanu swojego domu? Czyżby zapomniał, że zatrudnił mnie, abym w nim sprzątała?

Prowadzi mnie po schodach i pokazuje dwa sąsiadujące ze sobą pokoje. Mówił serio, nie są czyste, ale nigdy nie widziałam tej wielkości pokoi. Z wyjątkiem tych w domu Madge lata temu. Przed tym jak zginęła w 74. Igrzyskach. W tych samych Igrzyskach, które Peeta wygrał.

-W porządku - mówię. –To po to tu jestem, prawda?
-Um, tak sądzę - mówi.- Jeden pokój jest dla ciebie, jeden dla dzieci. Chyba, że dzieci nadal śpią z tobą?
-Tak, Ivy śpi ze mną - właściwie oboje śpią ze mną, ponieważ moja matka miała tylko jedną sypialnię.- Jest doskonale.
Podchodzę do okna. Jest pokryte kurzem. Wycieram je z mojej strony i patrzę na Wioskę Zwycięzców.
-To dobrze - odpowiada po czym wychodzi. Stoję tam, oszołomiona, wciąż patrząc przez brudne okno.

Kilka godzin później, moja mama przychodzi z Arrowem i resztą naszych rzeczy, których nie jest dużo. Tylko jedno pudło. Zdecydowałam zostawić większość naszych rzeczy w domu mojej matki. Nie potrzebujemy kubków, talerzy czy dywanów. A nasze skromne, zużyte przedmioty w domu zwycięzcy mogą nawet obrazić naszego gospodarza. Pudło w rękach mojej matki zawiera nasze ubrania, zdjęcia, kilka zabawek, roślinną książkę mojego ojca i moje stare podręczniki szkolne, których Arrow niedługo będzie potrzebował. Gdy się wczoraj pakowałam po raz kolejny uświadomiłam sobie jak mało posiadam.

Miałam czas, aby posprzątać pokój Arrowa. Widzę błysk w jego oczach, ale jednocześnie jest ostrożny. Doznał w życiu zbyt wielu rozczarowań. Ale dzieci szybko się przyzwyczajają. To chłopak ze Złożyska i wiem z doświadczenia, że jest on odporny. Przypominam sobie, że jest synem swego ojca, kiedy patrzę jak wyciąga drewniany pociąg ze swojego plecaka. Arrow nie ma wielu zabawek. Pociąg jest zdecydowanie jego ulubioną, bo Gale zrobił ją dla niego. Gale zabierał Arrowa na stację, aby zobaczyć pociągi, które przyjeżdżały ze stolicy w niedzielę, w jedynym wolnym dla niego dniu. Mimo, że wiedziałam, że Gale nienawidził Kapitolu pozwolił sobie na małe przyjemności, bo jego syn uwielbiał patrzeć na pociągi.

Wzdycham z ulgą.  Arrow zaczyna się bawić, będzie dobrze.
-Tutaj jest…miło - mama mówi powoli. Wygląda na zmartwioną. Wie jakie były moje intencje, gdy wyszłam tej nocy, a wróciłam do domu z wiadomością o tym układzie. Ona nie może zrozumieć mojej obecności tutaj.- Dasz sobie rade?
Nie mam szans, aby odpowiedzieć, bo nagle Peeta pojawia się w drzwiach trzymając w rękach pudełko. Wszystkie nasze rzeczy są już tutaj, więc zastanawiam się co on niesie. Patrzy na Arrowa bawiącego się na podłodze. Jego oczy spotykają moje na chwilę przed tym jak podchodzi do mojego syna i siada obok niego. Otwiera pudło i gestem karze Arrowowi zajrzeć do środka. Arrow patrzy uważnie na niego, ale ciekawość zwyciężyła. Gdy widzi co jest w środku na jego twarz wstępuje szeroki uśmiech. Pierwszy prawdziwy uśmiech od miesięcy, z wyjątkiem tego, kiedy w nocy po raz pierwszy zobaczył chleb.

-Zabawki, mamo!
-Są z czasów kiedy byłem małym chłopcem - mówi. Dziwię się, żadne dziecko z Dwunastki nie miało wielu zabawek. On jest z miasta, ale jednak.
-Kilka lat temu, moja matka schowała wszystkie zabawki, którymi ja i moi bracia się bawiliśmy, zachowały się od tamtego czasu - wyjaśnia.
Arrow uśmiecha się. Wyciąga lalkę z pudełka. Jest drewniana i ma sznurki przymocowane do ramion i nóg.
-Co to?
-To marionetka. Pokazać ci  jak działa?- pyta Peeta. Arrow kiwa głową.

Moja matka i ja oglądamy w milczeniu jak Peeta fachowo sprawia, że lalka spaceruje po podłodze, zatrzymuję się przed Arrowem i tańczy. Mały uśmiech, który zaczął rozprzestrzeniać się po twarzy Arrowa znika. Patrzy na Peetę swymi wielkimi szarymi oczami.
-Kim jesteś?- pyta. On zawsze wygląda tak poważne.
-Jestem Peeta. A ty kim jesteś? - bardzo dobrze wie kim jest chłopak.
-Jestem Arrow. Mam sześć i pół roku. Ile masz lat?
-Jak sądzisz, ile mam lat?
-Nie wiem ... wyglądasz na trochę starszego od mamy. Ale nie tak bardzo.
Peeta się uśmiecha. Widzę malutkie zmarszczki w kącikach jego oczu. Jesteśmy w tym samym wieku, ale Arrow ma prawo nie wiedzieć. Peeta wygląda trochę starzej.
-Miło cię poznać, Peeta.
-Mi również jest miło cię poznać.

Tej nocy Ivy i Arrow w końcu zasnęli w nowych łóżkach, które są im nieznane. Schodzę na dół, aby odpocząć. Siadam na podłodze w kuchni i opieram się o jedną z szafek. Jestem zmęczona. Peeta daje mi filiżankę herbaty. Zapomniałam zapytać go, czy nie ma nic przeciwko, że siedzę tutaj w nocy, czy może powinnam udać się do mojego pokoju? Nie jestem pewna co powinnam powiedzieć, więc nie mówię nic.

 Nigdy nie byłam dobra w rozmowach towarzyskich albo zwrotach grzecznościowych. Innym przychodzą one bardzo łatwo.
-Jest wierną kopią swojego ojca -mówi Peeta. Jestem wdzięczna, że przerwał tą krępującą ciszę.
Patrzę na niego. Na moich ustach pojawia się dumny uśmiechem.
-Tak, jest. Mówiłam wcześniej. Ona wygląda jak ja, on jak Gale.
-Tak...- jego uśmiech znika, ponownie. Czy czuje się nieswojo, gdy wspominam o Gale’u? -To są wspaniałe dzieci.
Kiwam głową. Zgadzam się z tym. Są to moje dzieci, mimo wszystko.
-Rozumiem, dlaczego jesteś gotowa zrobić wszystko, aby je ochronić.-patrzę w dół przygryzając wargę.- Tak, Haymitch mi powiedział. Cholera, Katniss ... Cray jest brutalny, skończony sukinsyn.
Jest zły. Na mnie? Peeta wydycha powietrze z płuc i przewraca oczami. Nie sądzę, żeby miał zamiar podnieść głos na mnie, ale jego następne słowa są cichsze:
-Mógł cię skrzywdzić. Naprawdę bardzo skrzywdzić.
-Nic nie boli bardziej niż widok, gdy twoje dzieci umierają z głodu - mój głos jest pusty. Kiwa głową, ale nie odpowiada. Patrzy na swoją herbatę.
-Dziękuję - mówię bez zastanowienia. - Nadal nie wiem dlaczego to robisz. Wiem, że nie musisz. Więc chciałam tylko powiedzieć ... dziękuję.
-To nic takiego.- kręci głową.
Jego obojętność mnie denerwuje.
-Nic? Ratowanie życia moich dzieci to dla ciebie nic? To nic w porównaniu do wszystkich innych dzieci ze Złożyska, które umierają z głodu, o tym mówimy?
Patrzy na mnie ze zdziwieniem. Tym razem to ja zaskoczyłam jego. Jest zmartwiony, jego oczy krążą po ścianach. Kładzie palec na swoicg ustach i zamyka oczy. Moje także się zamykają. Nieznacznie kręci głową
Krzywi się, ale rozumiem. Uważaj, co mówisz. Ktoś słucha.


Spędzamy następne dziesięć minut w milczeniu, aż kończę moją herbatę. Kiedy idę do łóżka, jestem niespokojna. Godziny mijają, zanim jestem w stanie zasnąć.

6 komentarzy:

  1. Okay, przeczytałam całość i powiem, że jest całkiem dobrze. Kilka błędów wyłapałam, ale o tym to już w mailu napisałam i napisałam również całą resztę głupot. Czekam z niecierpliwością na resztę tłumaczenia. SPOILER Nie mogę się doczekać punktu widzenia Peety i tych intymnych oraz pluszowych scen kiedy się dotykają, myśląc o sobie. Nie wiem dlaczego, ale to było genialne i słodkie i OH MY... kocham każde słowo z tego opowiadania. Lub to jak Katniss w końcowych rozdziałach czeka na niego i próbuje nie myśleć, że gdy ona gotuje obiad dzieciom, ktoś dotyka Peetę, którego kocha. W wersji angielskiej przeczytałam wszystkie 24 rozdziały (które były wtedy dostępne) w ciągu jednej nocy. Byłam nakręcona i właściwie dzięki temu fanficowi zaczęłam czytać inne historie po angielsku i mam ich już chyba na kącie ponad 200... Ale to nie o tym tutaj teraz. Podsumowując. Tłumaczenie jest spoko, jedynie kilka błędów językowych oraz interpunkcyjnych, i czekam na więcej. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mam się do czego przyczepić :D
    Tak jak Rebel1992 napisała, wkradły się jakieś błędy ortograficzne, ale każdemu się zdarzają ;)
    Pozdrawiam i czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na next :) Błędy każdemu się zdarzają , czekam na te późniejsze rozdziały z pieprzykiem <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na next :) Błędy każdemu się zdarzają , czekam na te późniejsze rozdziały z pieprzykiem <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniale! Peeta jak ojciec =D Twoje tłumaczenia są genialne, i moim zdaniem nic nie musisz zmieniać! Czekam na kolejny rozdział. Ciekawe jak się ich losy potoczą, bo prawdę mówiąc nie czytałam tego nawet po angielsku... :)

    OdpowiedzUsuń